Gdy obowiązek wezwie mnie
Tam wszędzie, gdzie się pali,
Ty mi, o Panie, siłę daj,
Bym życie ludzkie ocalił.
Pozwól, niech dziecko póki czas
Z płomieni cało wyniosę,
Przerażonego starca daj
Ustrzec przed strasznym losem.
Daj, Panie, czujność, abym mógł
Najsłabszy słyszeć krzyk,
Daj sprawność i przytomność bym
Ugasił pożar w mig.
Swe powołanie pełnić chcę
I wszystko z siebie dać:
Sąsiadów, bliźnich w biedzie strzec
I o ich mienie dbać.
A jeśli taka wola Twa,
Bym życie dał w ofierze,
Ty bliskich mych w opiece miej.
O to Cię proszę szczerze.

Jak niegdyś chroniono się przed żywiołem ognia?

Aby uchronić się przed ogniem ludzie od dawna organizowali ochronę przeciwpożarową. W średniowieczu do tego celu używano niezwykle prymitywnych środków. Taki stan rzeczy występował do połowy XV w., kiedy po raz pierwszy pojawiły się ręczne sikawki. Sikawki podobne do tych, których używano jeszcze na początku XX w. wynaleziono dopiero około 1602 r. W ówczesnych czasach niebezpieczeństwo pożarowe było ogromne, a to z tego powodu że budowle, szczególnie domy bardzo często nie miały kominów. Dum unosił się przez otwory w dacgacg tzw. dymniki. Otwory te na noc zamykano. Pierwsze kominy pojawiły się na początku XIV w. Niestety nie stanowiły dobrego zabezpierczenia ponieważ wykonywano je z drewna. Zarówno w miastach, jak i na wsiach nie było zawodowych kominiarzy, w związku z tym właściciele mieli obowiązek indywidualnie czyścić kominy, poza tym zabraniano trzymać w mieszkaniach siana, natomiast wymagano aby w każdym domu stała wypełniona wodą kadź lub beczka. Najstarsze dokumenty mówią na temat osobnych przepisów i wskazówek dotyczących gaszenia pożarów. Takie informacje pojawiły się już w XV w., głównie na terenie Niemiec, skąd pochodzą z 1439 r. najdawniejsze instrukcje przeciwpożarowe dla Frankfurt nad Menem. W polcje instrukcję dotyczącą ochrony w razie pożaru napisał hetman Jan Twardowski (1554 - 1560) i zatytułował ją "nauka o porządku około gaszeniu ognia".


Tak kiedyś wyruszano gasić pożar. Obraz Jana Zygmuntowicza - “Do pożaru”.

Pożary szczególnie niebezpieczne zawsze częściej występowały na wsiach. Spaleniu ulegały niezabezpieczone, zbudowane z najtańszych, łatwopalnych materiałów, pokryte strzechą domy i zagrody. Ubóstwo wsi poslkiej po wyzwoleniu z niewoli pańszczyźnianej w 1848 r. w Galicji nie pozwalało na odpowiednie zabezpieczenia przeciwpożarowe oraz zorganizowanie drużyn strażackich. Ten problem nie ominął również Świątnik Górnych, w których zagrożenie pożarowe było ogromne. Sytuacje rozniecenia ognia były nieuchronne ze względu na nadmierną gęstość, bezład zabudowy oraz istnienie przy domostwach kuźnic, znanych tutaj od średniowiecza. W końcu, aby uniknąć częstych pożarów, w 1767 r. prałat kapituły krakowskiej Michał Maurycy Komecki - pan nad Świątnikami, będących na jego uposażeniu, wydał dekret następującej treści:

“Wszem wobec i każdemu z osobna, komu tym będzie należało, osobliwie jednak obywatelom magistrom ślusarzom dóbr wsi Górek Świątnickich do wiadomości podaję, jako przełożono mi jest, iż z kuźnic magistrów ślusarzów wsi Górek Świątnickich które blisko chałup ich są z niebezpieczeństwem spalenia z całej wsi, kilka razy ogień się pokazywał, więc z tej przyczyny aby pominieni magistrowie ślusarze kuźnie które blisko mają przy chałupach swoich, daleko od chałup je poprzenosili, poprzestawiali, rozkazuj żeby w czasie półrocza od publikacji tego rozkazu mego w gromadzie wsi Górek Świątnickich koniecznie wypełniono.”

Mieszkańcy Świątnik z aplauzem zaakceptowali projekt utworzenia Straży Ogniowej Ochotniczej na zebraniu gromadzkim 16 listopada 1879 r. Pomysłodawcą był ówczesny kierownik Szkoły Ludowej Jan Malicki wraz z Józefem Słomką i Franciszkiem Kotarbą. 30 listopada 1879 r. zorganizowano 20 osobowy zespół strażacki, jeden z pierwszych w polsce oddziałów wiejskich Straży Ogniowych Ochotniczych. Jana Malickiego jednogłośnie wybrano na kierownika S. O. O. w Świątnikach Górnych, zastępcą został Józef Słomka, komendantami Alojzy Bodzoń, Franciszek Kotarba i Franciszek Słomka, zastępcami komendantów zostali Antoni Kozioł, Piotr Czerwiński, Stanisław Bodzoń i Stanisław Słomka.

W r. 1880 skład Straży Ogniowej Ochotniczej podwoił się i liczył już 43 członków. Dzięki wyrzeczeniom członkowie straży z trudem wypracowali sobie fundusze i opodatkowali się na zakup sprzętu i umundurowania (mundyry kosztowały ponad 1000 zł reńskich). Dnia 18 stycznia 1880 r. C.K. Starosta wielicki Płaziński oficjalnie zatwierdził stowarzyszenie i jego statut.


Józef Słomka - założyciel Straży Pożarnej w Świątnikach Górnych

W czasie pobytu cesarza Franciszka Józefa w 1880 r. w Krakowie na dziesięc drużyn straży okazało się, iż ta straż należała do najlepiej zorganizowanych, przygotowanych i umundurowanych ówczesnych oddziałów strażackich. Działo się to głównie za sprawą jej członków, którzy nie mogli liczyć na pozytywne zrozumienie i poparcie władz administracyjnych gminy, tym bardziej, że z ich strony niemożliwa była jakakolwiek pomoc finansowa. Problem miał też ukryte korzenie w zabobonnym społeczeńtwie, które silnie przeciwstawiało się wszelkiej postępowej działalności, tym bardziej, iż nawet ksiądz z ambony potępiał ćwiczenia straży przeprowadzane wieczorami i w niedzielę. Jednak mimo tych społecznych przeciwności członkowie straży nie poddawali się presji mieszkańców. W realizowaniu wytyczonych celów pomogło im zdyscyplinowanie i demokratyczne zasady działania wewnątrz organizacji. Straż zawsze borykała się z problemami natury ekonomiczej, wynikającymi głównie z trudnych warunków bytu mieszkańców oraz z bardzo niewielkich dotacji od PZUM i Towarzystwa Ogniowego w Krakowie. Dla ratowania pinansowiej sytuacji jednostki straży organizowano festyny, zabawy, a zebrane fundusze przeznaczano na potrzeby S. O. O. w Świątnikach Górnych. Ten rodzaj finansowego wsparcia przetrwał do czasów II wojny światowej.

Największe pożary

Od momentu powstania straż w Świątnikach Górnych podejmowała się chwalebnych zadań - obrony i ratowania mienia, jak i życia mieszkańców. Już w pierwszym roku powstania S. O. O. stanęła do walki z czterema pożarami. Szczególne miejsce zajęła swą postawą w pożarze, który wybuchł 23 października 1889 r. Pożar podsycała silna wichura. Był to w tamtym czasie największy żywioł ognia w tej okolicy. Spłonęło wówczas 60 budynków usytuowanych w południowej części miejscowości. Przyczyną pożaru było podpalenie stodoły należącej do najbogatszego człowieka i kupca Kotarby przez niejakiego Bułanioka. Ten okropny czyn został dokonany jako akt zemsty. Sprawca nie przewidział tak katastrofalnego skutku swego podpalenia. Swoją zbrodniczą tajemnicę Bułaniok wyznał dopiero na łożu śmierci spowiednikowi upoważniając go do jej opublikowania. Owa stodoła stała niemał w połowie odlogłości między kościołem a cmentarzem. Po południowej stronie drogi pożar strawił kryte strzechą lub gontami chaty, ocalało zaledwie kilka domów m. in. gniazdo rodzinne Słomków pod nr. 2 (dom ten stał naprzeciw domu Ernesta Słomki, i został rozebrany po II wojnie światowej. We Lwowie odbywała się akurat jesienna sesja Sejmu Galicyjskiego. Zabierali głos liczni mówcy, a przede wszystkim krakowscy posłowie. Wtedy uchwalono zapomogę dla Świątnik. W akcji gaszenia pożaru uczestniczyły różne straże, m. in. również Krakowska W czasie II wojny światowej strażacy ze Świątnik walczyli z wielkim pożarem, który wybuchł w mogilanach. Akcja ratownicza trwała aż 14 godzin.W latach 1945 - 1959 świątnicka straż 13 razy broniła budynków przed żywiołem ognia, 9 pożarów zdławiono w zarodku. Jedną z największych akcji był udział strażaków w gaszeniu ogni ogarniającego magazyny materiałów budowlanych w Jugowicach.Na przestrzeni 80-lecia istnienia jednostki udokumentowano 600 akcji. Jeden z najgroźniejszych pożarów wybuchł w 1953 r. i objął swym zasięgiem północną stronę miejscowości przedostając się aż do samego kościoła. Na szczęście w porę został ugaszony, a Świątniki bezpieczne przed jego zniszczeniem.

 
 
Aby komentować konieczne jest włączenie obsługi JavaScript w Twojej przeglądarce.